niedziela, 6 stycznia 2013

Bieg Piastów i powrót do domu

A Jakuszyce …....... ochhhhh 

Dlaczego Jakuszyce?  Bartek zapodał mi ciężkie lądowanie po podróży, upierając się na udział w Biegu Piastów ,
Piekło , ludzie biegający na biegówkach są szaro-burzy ze skoncętrowaną napiętą twarzą , zero uśmiechu pogody ducha , radości z tego co robią . Jakie zderzenie z tym co w Norwegii, gdzie sport , daje radość , tutaj służy osiąganiu, rywalizacji – oczywiście mówię ogólnie. Bo widziałam paru uśmiechniętych ludzi, a jeden dziadek nawet odpowiedział na mój uśmiech . Tutaj jakby ludzie bali się być pogodni, a może nie mają siły. Bo przecież te biegówki to następna rzecz którą mają zrobić . A teraz bieg Piastów , więc trzeba się koncentrować aby być lepszy od sąsiada , bo przecież ma to wielkie znaczenie , czy będę 888 czy 777 . Osiąganie , rywalizacja to takie substytuty braku miłości . Nie mówię, że sama idea jest zła , ale sposób jej postrzegania , zamiast radości jest napięcie , rywalizacja i chwilowa radość gdy coś osiągnę , lub uczucie porażki gdy się nie udało.
Jak podejrzewam większość z Was też zostałam wychowana , że mam coś osiągnąć . Co nie wiadomo, ale na pewno coś . To coś żeby być lepszym od innych, aby rodzice mogli się pochwalić dzieckiem przed znajomymi . Bo przecież rodzice nie rozmawiają o tym, czy dziecko jest szczęśliwe i jak mu pomoc w osiągnięciu szczęścia , ale o tym co osiągnęło i w czym daj Boże jest lepsze od innych.
Zazwyczaj się słyszy że ma piątki w szkole , męża, żonę , dzieci , postawił dom , kupił mieszkanie został dyrektorem, jego firma dobrze prosperuje , ma dobrą pracę , ale czy to daje szczęście …???
No dobrze, zadacie pytanie co to jest szczęście , to stan w którym nasz poziom energii jest wysoki bez żadnych czynników zewnętrznych , tak po prostu . Bez uzależniania go szczególnie od osób, rzeczy , gdy idziemy własną drogą i mamy oparcie w opatrzności Bogu. Ale ilu naszych rodziców znało ten stan . Pamiętam sytuacje , gdy ukazał się o nas artykuł w gazecie, Bartka mama mnie opieprzyła za napisanie tego artykułu (choć go nie pisałam) bo były przekłamania dotyczące majątku. Bartek widząc swoją wyidealizowaną mamę nie wytrzymał i zadał pytanie :
Mamo Ty nie widzisz, że mówimy że jesteśmy szczęśliwi...???
Nie zobaczymy nic czego nie mamy w sobie , dlatego osiąganie uzupełnia ten brak . Skupiamy się pozornie na czymś ważnym , czymś co nas przygniata zamiast dawać siłę.
Cieszymy się gdy możemy się od tego oderwać , ale przecież musimy .
A zresztą powinniśmy być szczęśliwi
Tak powinniśmy ….
Następna pułapka , może jedyną powinnością jaką mamy to słuchać Boga i iść drogą własnej duszy , własnego szczęścia. Może wyjaśnienie, że nie chodzi o pójście drogą fiu bziu, ale własną z drogą z pełną odpowiedzialnością, za swoje decyzje.
Właśnie jak przyjechaliśmy do Jakuszyc , a mi puściły emocje Bartka kolega stwierdził:
Przecież powinnaś być wyluzowana , bo jesteś po urlopie.
W naszej rzeczywistości ciężko okazywać uczucia , od dziecka nie wolno krzyczeć , płakać bo zaraz uspokajają . Ma się być grzecznym i nie sprawiać kłopotu. Powiedź komuś, że chcesz popłakać , pokrzyczeć , to zaraz 90% ludzi zacznie to racjonalizować i szukać powodów, że nie wolno. Oczywiście gdy nie idzie się swoją drogą powodów do zadowolenia jest więcej . Tak jak dziecko , gdy pozwoli mu się okazywać emocje i okazuje miłość , ma mniejszą potrzebę wymuszania terroryzowania . Bo przecież wszystkie inne emocje są wynikiem braku miłości . Okazujemy miłość poprzez materię , bo inaczej nie potrafimy i co …..???? Dzieci wcale nie są wdzięczne zazwyczaj , wręcz przeciwnie . I nie ma się co dziwić , przeciezż nie dostały miłości tylko substytut. Nagradzamy i karzemy , a nie kochamy , kochamy tak po prostu. Przecież każdy z nas to słyszał będę Cię kochać jak będziesz grzeczny , jak coś osiągniesz itp. , a nie po prostu za to, że jesteś . Sami złapaliśmy się na tym, w stosunku do naszego samochodu , Landrynka przejeżdżając 6000 km sprawowała się super i w Niemczech pojawiły się dwa rodzaje ropy i mówimy - zatankujemy jej lepszą, widzieliśmy w Norwegii że lepiej jej służy, przecież tak dzielnie się spisywała, a potem wybuchnęliśmy śmiechem i stwierdziliśmy tak po prostu zatankujmy jej lepszą , bo na lepszą zasługuje.
Osiągania, oczekiwania , powinności , brak radości , zabawy i uśmiechu syndrom, który przyprowadził mnie tutaj . Bo w rejonie Jizerki , Jakuszyc te wcześniejsze energie były za bardzo skoncentrowane dla mnie , aby tak pootwierana , po 3 tygodniach bycia na przyrodzie , chcieć w nich być . Tutaj zagubione miasteczko jakąś dziwną kapliczką , teraz własnością wodociągów na skale , z fantastyczną energią , ciszą i spokojem ukoiło mnie . Po tym biegu do udowodnienia sobie tego, że teraz jestem bardziej wartościowa dla ludzi bo coś osiągnęłam, osiągnąłem , że teraz ludzie będą mnie kochać . Bo przecież kocha się za coś .
Może sprostuję , na pewno nie wszyscy uczestnicy Biegu Piastów, mają aż tak bardzo zaburzone poczucie miłości, ale obserwując twarze poddając się energii, na pewno zdecydowana, zdecydowana większość biegnie, biegnie po miłość i spełnienie , a nie z czystej radości i ciekawości.
Czuje się to jeszcze bardziej po pobycie w Norwegii , gdzie dzieci do 8 albo 10 klasy nie mają ocen . Wiadome czym skorupka za młodu nasiąknie. Powiecie guzik prawda przecież jest Bjordallen – rywalka Kowalczyk i co ….???- mówię o większości jaką spotkałam , a tym jak mi się pokazali.
Kiedyś usłyszałam od znajomych, „brak ocen w szkole?” , rywalizacja motywuje - bez niej ciężko żyć , jak nie udowadniać kto jest najlepszy - to do niczego nie prowadzi!. Żyłam tak i u mnie się nie sprawdziło, nie dało mi tego prostego szczęścia o jakim pisałam wcześniej , dało napięcie i siłę do działania opartą na koncentracji, a nie miłości . Może nie każdy szuka szczęścia i miłości i prawdy . Może niektórzy wolą drogę rywalizacji, każdy ma wybór , tylko nim ślepo będzie szukał argumentów na poparcie swojej tezy niech zada sobie szczerze sam przed sobą pytanie czego w głębi duszy chce , co bym robił gdybym nie musiał szukać wymówek i wytłumaczeń , gdyby nikt nie oceniał mnie za moje zachowanie , co tak naprawdę daje mi radość .
Może jeżeli nic nie przychodzi natychmiast warto zadać te pytania, a jak otworzymy się na odpowiedzi , to je znajdziemy.
Tak jak ja to cudowne miejsce tutaj .

Do następnej podróży Brygida i Bartek

Droga Oslo - Jakuszyce

Oslo wywołuje w nas szok, jednak żegna pięknym zachodem słońca


Prom do Dani 1140 koron najtańsza wersja .
Prom jest stary więc mamy okazję na kajutę pod pokładem , gdy wchodzi się pachnie smarami i ładunkiem . Taki inny świat. Choć powiem szczerze lepiej się w niej czuję niż napuszonej na promie do Kilonii, mnie pociąga prosta i naturalność , a w życiu szukam prawdy i staram się nią iść .
Dania , Niemcy szybkie szaro-bure autostrady , a na nich byle jakie jedzenie , Wcześniej sami gotowaliśmy lub jedliśmy u ludzi , a teraz przecież nas stać … i co jemy gorzej, co od razu czujemy w naszym organizmie, cena stać mnie!!!!
Do Polski wjechaliśmy od strony Zgorzelca , nawigacja poprowadziła nas w kierunku Jakuszyc wąskimi dziurawymi drogami z pijanymi menelkami obok . Dziwna ta Polska .
Będąc czasem gdzieś idealizuje się - u nas jest tak, a tak, ludzie są tacy a tacy …. a tutaj bezpośrednie spotkanie. Polska pokazuje nam się od prowincji , jakoś tak dziwnie .
A Jakuszyce …....... ochhhhh 

Wracamy na stare śmieci Lillerhamer i Ligna

2 marzec 2012 

W Lillerhamer chciałam skorzystać z basenu umyć się , a poza tym marzyła mi się potaplanie w większej ilości wody jak prysznic . Jest jej tyle dookoła, a ja nie nie mam odwagi do niej wejść bo za zimna . Tutaj latem nawet miejscowi zakładają pianki do kąpania. Zresztą kąpią się już wcześnie , gdyż baseny nie są tutaj popularne , zresztą jak wszystko co nie jest związane z ruchem na świeżym powietrzu. W Lillerhamer Pan ze sklepu sportowego jasno nam wytłumaczył gdzie
basen i że jest super i w ogóle około 10 km za miastem . Wstęp 100 koron od osoby za nieograniczoną ilość czasu + korzystanie z sauny suchej i parowej.
Basen …. na nasze realia troszkę słaby , ale fajnie, że jest. Już tak dawno chciałam się wygrzać . Brakowało mi tutaj trochę Finlandii , gdzie sauna jest na porządku dziennym. Ale w przedostatni dzień pobytu objawił się basen z sauną .
Co za radość !!!! Na basenie lekkie rozczarowanie 80% to obcokrajowcy , podejrzewam, że pracujący tutaj, ale nie Norwegowie . Na trasach biegowych czasem ma się wrażenie, że jest ich więcej niż mieszkańców danego miasta , a tutaj jeden malutki basen i w ogóle 50 osób i z tego prawie w ogóle Norwegów. Dzieci jeżdżące na rowerkach w deszczu śniegu , są w miarę normalne, ale basen …. chyba , że w szkole. W wielu rzeczach takich jak ruch na świeżym powietrzu bez względu na warunki, proste w niewielkich ilościach jedzenie . Mam wrażenie, że cofnęłam się do czasów mojego dzieciństwa , choć ponoć wtedy Polska była zacofana , a Norwegia to jeden z najbogatszych krajów w Europie . Gdzie sens, gdzie logika....???


No właśnie gdzie sens …..??? Nie zauważyłam za bardzo u Norwegów , syndromu no teraz mnie stać . Więc trzeba obedrzeć się jak przysłowiowa świnia i kupić masę niepotrzebnych rzeczy , bo mnie stać . Przecież otyłość to symbol krajów bogatych , bo przecież mnie stać , a w związku z tym musi być widać, że mnie stać , muszę wypełniać całe drzwi i fotel musi się pode mną uginać . Przecież mnie stać …??? Bez zadawania sobie pytania czy tego chcę , powoduje to nieszczęście tego co go stać i następnych jego pokoleń . Brak zrealizowania na żadnym poziomie . No przesadziłam , może na materialnym, bo przecież mnie stać . Wiele lat pracowałam z najbogatszymi ludźmi w Polsce , przyglądałam się ich życiu , zadawałam pytania i co myślicie , że byli szczęśliwsi niż przeciętny zjadacz chleba …..???\
Rozczaruję Was ,gdy powiem, że nie , tak samo we większości byli nie zrealizowani w swojej duszy i robili to , bo po prostu nie mieli innego pomysłu na życie.
Właśnie w Norwegii nie widać tego przesadnego luksusu , są ładne domy, ale nie widać pałaców (może są gdzieś ukryte) a w ludziach nie widać syndromu przecież mnie stać .
Są po prostu normalni.
Z Lillerhamer kierujemy się w kierunku Lyngi, gdzie spędziliśmy pierwszą noc w Norwegii i tak nam się wymknęło, że tutaj wrócimy i ….. jesteśmy znów. Rano biegamy na biegówkach . Lygna ma 190 km tras biegowych . Droga nr 4 dzieli je jakby na sportowe ze stadionem i rekreacyjne , po górach. Tym razem otwarte jest schronisko , a może bardziej chatka 5 km od parkingu. Pięknymi trasami tym razem we wiosennym nastroju podążamy nimi. Szkoda, że już koniec już koniec kontaktu z przyrodą Norwegii, tutaj na jej południu już widać dużo większe zagęszczenie ludzi samochodów niż na północy, za niedługo zmienimy królestwo na szaro-bure.


Zimowa droga przez Jotunheimen


Z Olden mogliśmy wracać do domu przez Bergen lub Oslo . Stanęło na Oslo , tym bardziej , że zrobiło się bardzo deszczowo nastała wiosna . Na fiordach to normalne, ale w głębi kraju, chyba nie . Nie mamy dostępu do internetu, więc idziemy za tym co jest . Nie korzystając tylko z umysłu.
W Norwegii o tej porze roku dostęp do internetu jest bardzo trudny , fakt, że praktycznie nie bywamy w dużych miastach , a na prowincji wszystko pozamykane gdzie może byłby internet nawet płatny, a darmowego nie udało nam się znaleźć nigdzie. Jak byliśmy u ludzi tyle mieliśmy dostępu do internetu . Jak szybko człowiek przyzwyczaja się do luksusu komunikacji , jeszcze przecież 20-30 lat temu nikt o tym nie słyszał, a teraz bez niego wydaje się jakoś dziwnie.
Ojjj przyzwyczajamy się do wygody .
Wobec faktu, że zima i nie wiele dróg mamy do dyspozycji przejeżdżamy drogą nr 15 , aby dojechać do drogi nr 6 na Oslo . Część drogi prowadzi koło lodowca i to na 1000 metrów i tam dopiero zaczyna padać śnieg , wieje wiatr my tunelami z otwieranymi na fotokomórkę drzwiami jedziemy dalej, bardzo byśmy chcieli się gdzieś zatrzymać na noc , ale parkingi są odśnieżane chyba tylko na lato, a po bokach jest z 3 metry śniegu, Wreście udaje się znaleźć miejsce odśnieżone . Odśnieżone do pobliskich domków weekendowych zwanych tutaj hytter
Nie wiem czy każdy Norweg ma domek , na pewno nie bo nasi gospodarze nie mieli, ale na pewno większość mieszkańców miast , którzy ten domek traktują jako kontakt z przyrodą . Jadą do niego w piątek po pracy , czyli około 16 i wracają w niedzielę po południu. Ruch jest bardzo widoczny na drogach. Domki są różne , od maleńkich do dużych ok 200-300 metrów z pięknymi tarasami i przeszkleniami. Same domki czasami piękne, ale dla mnie bardzo istotne jest dojście do nich . Często przy drogach w weekend widzi się wiele porzuconych aut, gdyż wiele jak nie większość domków nie ma dojazdu. Więc zostawiają autka gdzie się da lub gdzie im odśnieżą , a potem łódką, na nartach czy na nogach udają się na weekendowe szaleństwo. I tak dzięki temu , że odśnieżono dla nich udało nam się znaleźć miejsce na nocleg na około 1000 mnpm .
Rano gdy zjeżdżaliśmy w dół okazało się , że droga jest zamknięta . Oczywiście my mogliśmy wyjechać , a rządek samochodów czekał , aż służby uwiną się z drogą, Muszę przyznać, że sami byliśmy zaskoczeni bo rano nie jeździły żadne inne samochody tylko pługi , musiało drogę gdzieś zawiać w górnej części,

 
Jeżeli chodzi o drogi to zaznaczone na mapie na czerwono są bardzo dobrze ośnieżane , wręcz lizane tak jak ta droga, oczywiście nie można spodziewać się cudów , bo wszystko zależy od warunków, ale założenie jest, że na czarno. Żółte są utrzymywane na biało i lizane do lodu ( łatwiej ponoć jeździ się w kolcach) a czerwone malutkie zimą nie istnieją . Zresztą część dróg żółtych (jest to zaznaczone na mapie) i czerwonych mogą być zamknięte tak jak ta tutaj. Bliskość lodowca robi swoje . Gdyż wiosna na całego . Po zjechaniu na dół skręciliśmy w jedyną możliwą drogę 51 , a potem 257 , aby choć jeszcze kawałek nie jechać głównymi . Po drodze natknęliśmy się na centrum narciarskie z trasami biegowymi i zjazdowymi z przepięknym otoczeniu gór. Od kiedy nauczyłam się podklejać narty już jestem wstanie nadarzyć za niektórymi Norwegami, Wszystko musi być do swoich umiejętności , smarowanie nart też . Pamiętam jak kiedyś na Kubalonce jakiś trener dzieciaków stwierdził, że czasem na zawody rodzice kupują dzieciom drogie smary, a te jeżdżą na nich gorzej niż normalnie. Teraz zaskoczyłam o co chodzi . Gdy walczyłam o życie na nartach nie byłam w stanie ćwiczyć techniki, pod górkę narta mi nie trzymała i praktycznie więcej się namęczyłam niż to warte . Podpatrując Norwegów zaczęłam podklejać narty, fakt, że jeżdżą wolniej, ale wolniej daje mi bezpieczeństwo i więcej mogę z tych nart wyciągnąć . Tak, że połączenie ja i narty , na nartach poklejonych biegam szybciej niż na posmarowanych super , na których mam wrażenie, że za chwilę się zabiję i skupiam się na hamowaniu, a nie jeździe .
Czasem wolniej znaczy szybciej , jak w życiu. Bo nie zawsze z tym co najszybsze my rezonujemy .
 
Tak samo jak z szaro burą drogą , która jest szybka. Czasem się przydaje , a czasem wnerwia.
Wiosna , wiosna czasami na termometrze mamy 10 w plusie , czy to normalne …???
Śnieg topnieje , droga główna czarna znów jesteśmy w rejonie Lillerhamer niecałe 3 tygodnie temu były mrozy -15 , teraz +10 . Trzy tygodnie to tak niewiele , nam wydaje się nie byliśmy tutaj bardzo dawno , tyle wydarzyło się w międzyczasie. A może nie wydarzyło tylko większość czasu byliśmy tu i teraz mało myśląc o przeszłości i przeszłości, a wtedy każda minuta jest wydarzeniem i jest bardzo długa.

sobota, 5 stycznia 2013

Droga Troli zimą , fiordy , lodowce



28-1 marzec 2012



Wjeżdżamy w krainę fiordów , gór i lodowca .
Spędzamy w niej 3 dni nasycając się górami , biegając na biegówkach przy oświetlonej trasie w górach 5 km od fiordu . Ma się wrażenie , że jest w świecie miniatur . Fiord niezamarznięta woda i praktycznie zero śniegu , podjeżdża się z 5 km w górę i wjeżdża do królestwa śniegu czasami i 2 metrowego. Droga Troli zamknięta o tej porze roku, ale zdecydowaliśmy podjechać ku niej , dolny jej odcinek od miasteczka Aldalsnes służy obecnie jako teren spacerowy .


Pod serpentynki chcieliśmy podejść , ale zapadaliśmy się po kolana w śniegu , nie byliśmy na tyle zdeterminowani , aby iść dalej. Rosnące przy drodze drzewa opowiadały mi , ze latem jest dużo turystów , którzy wcale nie widzą ich , są nastawieni tylko na wrażenia związane z drogą Troli , czyli dziełem człowieka, a przez bez całej swojej otoczki droga nie byłaby taka jaka jest.
Mało w ludziach po prostu bycia, non stop muszą czegoś doświadczać . Znam to autopsji , już tak wydaje mi się , że zwalniam , zwalniam, a dalej mam wrażenie , że biegnę i to często słuchając wszechświata. Może tak na ten czas ma być . Choć czasem chciałabym zwolnić, ale może to konsekwencja programów sprzed wielu lat , gdy chciałam szybciej . Nie wiem .
Czasami już nie chciałabym szukać odpowiedzi na wszystko tylko po prostu poddać się temu co jest i żyć w tym najlepiej jak potrafię,
Bo świat jest jaki jest i jak odsłoni się jedną warstwę pojawia się następna, następna i następna i tak chyba do nieskończoności . Więc po co to nazywać , jest jak jest.



Spacer po drodze Troli wywołał wiele myśli , choćby to, że w zachodnim świecie za dużo jest umysłu. A przecież jest wierzyć większości systemów filozoficzno-religijnych jest trójca czyli przekładając inaczej ciało , umysł i duch . I moim zdaniem te trzy części Boga w nas powinny żyć w harmonii i wspierać się nawzajem . Najfajniej jest tak, jak ich cele są wspólne, a przecież ileż razy umysł pragnie zjeść coś co ciału zaszkodzi i spowoduje, że nie będziemy mieć energii na odczytanie planów duszy. A przecież słuchając każdego po kolei możemy wybrać to co służy całej trójcy najlepiej , czyli nam . Tak jak w grupie 3 osób, trzeba zastanowić się co jest ważne wspólnota czy rozdział i własne ideały. Każdy dąży do swojego celu zapominając o całości skazuje jakąś część siebie na rozpad. To tak jakby komórka w organizmie zapomniała o całości i chciała być najpiękniejsza najładniejsza i co …??? Czasem się tak dzieje i tak powstają nowotwory.



Z drogi Troli jedziemy w kierunku lodowca Jotstedalsbreen , biegając właśnie o godzinie 21 na malutkich trasach biegowych w okolicach Liabyga , oglądając przepiękny ciasny fiord Geiranger, który latem można przepłynąć i dojeżdżamy w rejon Strynu , gdzie skręcamy na Olden , aby dostać się pod jęzor Briksdal , o tej porze roku chyba najłatwiej dostępny, Droga z Olden do Briksdal jest przepiękna wąska taka jak kiedyś z niesamowitym tunelem na jeden samochodów w którym jest wiele maleńkich zakrętów . Na pewno w sezonie robią światła czy jakoś organizują ruch, teraz jedziemy na wyczucie mając nadzieję, że nikt nie jedzie z naprzeciwka .
Dojeżdżamy do szlaku pod lodowiec , oczywiście wszystko zamknięte, a szklak praktycznie nieprzedeptany , latem jest to wycieczka na pól godziny teraz zajmuję nam trochę dłużej i jeszcze do samego jęzora nie dochodzimy , robi się ciemno , a jesteśmy kompletnie przemoczeni , gdyż poza tym , że szklak nie przetarty to jeszcze idziemy w deszczu i brniemy w czymś w rodzaju brei .
Lodowiec pięknie nam się pokazał jednak nie chciał dać się usłyszeć , za to parę razy słyszeliśmy schodzące lawiny .
Nie zagadał lodowiec , zagadał śnieg

Pobyt na wyspie Leka i jego konsekwencje

27 luty 2012 


Brak sezonu powoduje , że nie ma też żadnych informacji turystycznych , na jednym z promów dostaję informator o tej drodze. , moją uwagę przykuwa wyspa Leka która utworzona jest z kamieni, które pochodzą z wnętrza ziemi z samego jej środka , Do lat 60 naukowcy myśleli, że z innej planety. To taka podróż do wnętrza ziemi na zewnątrz jej, albo inaczej wnętrze ziemi przychodzi do nas . Mamy okazję poznać ziemię od jej środka, Nie ma możliwości abyśmy tam nie pojechali . Królestwa w drodze na wyspę są zaludnione , w miarę płaskie jakieś takie mało przyjazne , aby dojechać na wyspę trzeba nadłożyć około 100 km po lodowej drodze do tego zapłacić prom w dwie strony (104 korony w jedną stronę ) . Jednak wyspa warta nawet samodzielnej podróży tzn 3000 km . Wyspa nie pokazuje nam się w pełnej krasie , gdyż niestety robi się już mrok, bo pogoda jest deszczowa. Wyspa wygląda jak z dzikiego zachodu . Wypiętrzone brązowo – żółte skały , gołe skały , a u ich podnóża roślinność . Mam wrażenie, że jestem gdzieś wysoko w górach . Na wyspie są ślady bytności człowieka sprzed 6000 tysięcy lat , jest jaskinia ze starymi malowidłami , niestety czynna dopiero czerwiec-sierpień. 
 
Ale chcą pozbiegać trochę kamyczków mocy dla znajomych, bo energetyka wyspy jest bardzo silna ,szukam tego co wpadnie mi pod rękę . Pomaga mi w tym orzeł , kierując mnie bezpośrednio ku jaskini i wskazując miejsca gdzie mam zbierać kamienie. Przy tej pogodzie chodzenie po skałach to chodzenie po wodzie , częściowo rozmokniętym śniegu , mimo że ciągnie mnie bardzo do chodzenia buty mam zaraz mokre. 
 
Chyba trzeba tutaj powrócić. Na pewno i zabrać ze sobą pancerne gumowce , bo Norwegia o każdej porze roku jest nieobliczalna pogodowo.
Dla mnie podróż tutaj , to podróż do wnętrza ziemi. Pokazuje nam tutaj jak jest w środku jakie ma uczucia , emocje , a również to informacja o stworzeniu świata o stworzeniu nas samych. Coś mnie ciągnie i wypycha stąd , tak chcę powrócić , ale ten moment wystarczy . Kamienie nazbierane i dla mnie i znajomych , czas jechać dalej w bardziej „normalną” podróż . Jak później się okazało w podróż też do swojego wnętrza , do tego co odsłania się z niego.
Co wychodzi na powierzchnię .
Mieliśmy ochotę popłynąć kawałek parowcem Hutiruten i teraz dostałam podpowiedź, że przecież zawija do portu Rorvik 70 km od Leki za 3 godziny . Bartek chciał zawsze płynąć , jednak cena mimo zimowej super obniżki była dla jego psychiki zaporowa około 2000 zł. Za jeden dzień płynięcia . Moje duchy podpowiadają mi jechać dalej , jego lęki wycofać się . Szalę przechyla ostro padający śnieg i mocno oblodzona droga , zwyciężają leki i ograniczenia. Ja nie miałam siły aby aby wsiąść za kierownicę i jechać . Bo Bartek przeszkadzał zamiast współpracować . Mieliśmy łańcuchy, które rozwiązałyby sprawę jazdy. Jednak nikt o tym nie pomyślał bo zajęliśmy się swoimi emocjami , ja odpuszczeniem w obliczu terroryzmu, a Bartek jak dziecko stwierdzał -ja nie chcę , pogoda zła i co wydamy kasę i nic nie zobaczymy. Ja czułam , że warto , ale byłam za słaba.
I co …..???? zafundował nam kolejny dzień , piękną pogodę, tylko co z tego , że piękną , bo praktycznie nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia , jechaliśmy szaroburą drogą po szaroburym krajobrazie i nawet słońce nie dodawało mi blasku. . Droga była czarna , może szaro-bura dużo bardziej uczęszczana , może pozornie bezpieczniejsza . Jaki piękny odnośnik do życia . Nie mając odwagi sięgnąć po swoją siłę , zaufać źródłu , które mnie prowadzi (gdyż pomysł jazdy z Rorviku był moim zdaniem gdzieś z góry, bez pragnień i chciejstwa , może dlatego odpuściłam, bo nie było ciśnienia ) , czy podążać szaro burą wygodną ,bardziej uczęszczaną , może i bardziej akceptowalną może i bezpieczniejszą drogą, gdzie ciągłe słońce nawet nie jest stanie dodać jej uroku. Na tamtą promyczek rozświetlał . To zawsze tak jak nie jest się własnej drodze . A czy Bartek był na swojej , nie też mu nie świeciło słońce . Lęki , ograniczenia też prowadzą nie we własną stronę , szaroburości życia świata. Życia bardziej wygodnego, ale szaroburego. Patrząc na szaroburą drogę nr 6 z północy do Trondheim patrzyłam na góry po prawej stronie, które ścianą oddzielały jeden świat od drugiego. Można je przebyć, ale trzeba dużo odwagi, pewności siebie , że stąpa się tą właściwą dla siebie drogą . Dla wielu są one nie do przebycia . Nie są wstanie zrezygnować z wygody, tego jak żyją inni aby iść za sobą . Poza tym szaro-bura droga wygodna droga jest szybka i można tyle zrobić w życiu, tyle doświadczyć...... i w krótkim czasie, ale czy być szczęśliwym , w tej pogoni za swoim ogonkiem . Na pewno są ludzie , którzy są szczęśliwi na tej drodze i jest to ich droga. Choć powiem szczerze nie znam takich. Większość idzie nią z lęków , szukając miliona wymówek, że przecież muszę coś jeść , wychować dzieci , coś trzeba robić itp. Iluzoryczne wydaje się to, że większość kroczy nią nie wiedzieć po co i dlaczego , nie szukając , szczęścia spełnienia .
Iluzją również jest to, że szarobury świat pochłania energię,nie jak jego kolorowy odpowiednik , jak asfalt który się rozpłynie , a jeszcze będzie miał za mało światła. Wiecznie mało i mało energii , dóbr. W świecie kolorów energii jest dostatek , gdyż jest pobierana z prawdziwego źródła i wszyscy mają pewność, że jest jest nadmiar , dlatego kolory częściowo oddają , a biel będąca wszystkimi kolorami wręcz prawie wszystko, ma wszystko w sobie i nie potrzebuje niczego z zewnątrz.
Świat , świat dzisiejszy świat i droga do siebie do swojej czystej bieli .
W szaroburym świecie normą jest branie , a wręcz wyrywanie sobie wszystkiego , w białym świecie dawanie jest normą. Każdy nas ma część szaroburego, część białego i od nas zależy którą drogą pójdziemy.
Po drodze odwiedzamy Trondheim , chciałam zobaczyć katedrę , w której znajduje się grób Olafa, który przez wieki był miejscem pielgrzymek ludów północy .
Jednak katedra nie chciała abym ją zobaczyła , bo już była zamknięta , a samo Trondheim miasto jak miasto.
Właśnie duchowość , troszkę brakuje mi takiej magii , lekkości , kontaktów z Bogiem . Rozmawiając z ludźmi mam wrażenie , że ruch na świeżym powietrzu , zdecydowanie wygrywa z duchowością , kościoły są, tzn jest ich niewiele i świecą pustkami . Mimo takiej potęgi przyrody , bezpośredniego spotkania ziemi i wody w tylu miejscach , duch przyrody jest tutaj bardziej srogi i ciężki. Bardziej groźny i mniej obliczalny , ma mało łagodności w sobie, a może ja to tak czuję . Bo przecież na wyspie Leka była magia i to najwyżej rozumianej dla mnie postaci.
Z Trondheim podążamy dalej drogą nr 6 , chyba idąc jej siłą rozpędu chcemy dojechać , nie wiedząc gdzie. Na szczęście duchy nad nami czuwają i w pewnym momencie ja stwierdzam, że nie nasyciłam się fiordami, a Bartek podejmuje decyzję, że w Oppdal skręcamy na drogę 70 w kierunku drogi Troli (oczywiście zimą zamkniętą ) Od razu poprawiają się humory , otaczający świat robi się bardziej przyjazny , droga węższa oblodzona biała bardziej niebezpieczna, ale nasza . Po podróży do wnętrza ziemi , została piękna lekcja na wielu poziomach, warto o niej pamiętać .
Wjeżdżamy w krainę fiordów , gór i lodowca .