sobota, 5 stycznia 2013

Pobyt na wyspie Leka i jego konsekwencje

27 luty 2012 


Brak sezonu powoduje , że nie ma też żadnych informacji turystycznych , na jednym z promów dostaję informator o tej drodze. , moją uwagę przykuwa wyspa Leka która utworzona jest z kamieni, które pochodzą z wnętrza ziemi z samego jej środka , Do lat 60 naukowcy myśleli, że z innej planety. To taka podróż do wnętrza ziemi na zewnątrz jej, albo inaczej wnętrze ziemi przychodzi do nas . Mamy okazję poznać ziemię od jej środka, Nie ma możliwości abyśmy tam nie pojechali . Królestwa w drodze na wyspę są zaludnione , w miarę płaskie jakieś takie mało przyjazne , aby dojechać na wyspę trzeba nadłożyć około 100 km po lodowej drodze do tego zapłacić prom w dwie strony (104 korony w jedną stronę ) . Jednak wyspa warta nawet samodzielnej podróży tzn 3000 km . Wyspa nie pokazuje nam się w pełnej krasie , gdyż niestety robi się już mrok, bo pogoda jest deszczowa. Wyspa wygląda jak z dzikiego zachodu . Wypiętrzone brązowo – żółte skały , gołe skały , a u ich podnóża roślinność . Mam wrażenie, że jestem gdzieś wysoko w górach . Na wyspie są ślady bytności człowieka sprzed 6000 tysięcy lat , jest jaskinia ze starymi malowidłami , niestety czynna dopiero czerwiec-sierpień. 
 
Ale chcą pozbiegać trochę kamyczków mocy dla znajomych, bo energetyka wyspy jest bardzo silna ,szukam tego co wpadnie mi pod rękę . Pomaga mi w tym orzeł , kierując mnie bezpośrednio ku jaskini i wskazując miejsca gdzie mam zbierać kamienie. Przy tej pogodzie chodzenie po skałach to chodzenie po wodzie , częściowo rozmokniętym śniegu , mimo że ciągnie mnie bardzo do chodzenia buty mam zaraz mokre. 
 
Chyba trzeba tutaj powrócić. Na pewno i zabrać ze sobą pancerne gumowce , bo Norwegia o każdej porze roku jest nieobliczalna pogodowo.
Dla mnie podróż tutaj , to podróż do wnętrza ziemi. Pokazuje nam tutaj jak jest w środku jakie ma uczucia , emocje , a również to informacja o stworzeniu świata o stworzeniu nas samych. Coś mnie ciągnie i wypycha stąd , tak chcę powrócić , ale ten moment wystarczy . Kamienie nazbierane i dla mnie i znajomych , czas jechać dalej w bardziej „normalną” podróż . Jak później się okazało w podróż też do swojego wnętrza , do tego co odsłania się z niego.
Co wychodzi na powierzchnię .
Mieliśmy ochotę popłynąć kawałek parowcem Hutiruten i teraz dostałam podpowiedź, że przecież zawija do portu Rorvik 70 km od Leki za 3 godziny . Bartek chciał zawsze płynąć , jednak cena mimo zimowej super obniżki była dla jego psychiki zaporowa około 2000 zł. Za jeden dzień płynięcia . Moje duchy podpowiadają mi jechać dalej , jego lęki wycofać się . Szalę przechyla ostro padający śnieg i mocno oblodzona droga , zwyciężają leki i ograniczenia. Ja nie miałam siły aby aby wsiąść za kierownicę i jechać . Bo Bartek przeszkadzał zamiast współpracować . Mieliśmy łańcuchy, które rozwiązałyby sprawę jazdy. Jednak nikt o tym nie pomyślał bo zajęliśmy się swoimi emocjami , ja odpuszczeniem w obliczu terroryzmu, a Bartek jak dziecko stwierdzał -ja nie chcę , pogoda zła i co wydamy kasę i nic nie zobaczymy. Ja czułam , że warto , ale byłam za słaba.
I co …..???? zafundował nam kolejny dzień , piękną pogodę, tylko co z tego , że piękną , bo praktycznie nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia , jechaliśmy szaroburą drogą po szaroburym krajobrazie i nawet słońce nie dodawało mi blasku. . Droga była czarna , może szaro-bura dużo bardziej uczęszczana , może pozornie bezpieczniejsza . Jaki piękny odnośnik do życia . Nie mając odwagi sięgnąć po swoją siłę , zaufać źródłu , które mnie prowadzi (gdyż pomysł jazdy z Rorviku był moim zdaniem gdzieś z góry, bez pragnień i chciejstwa , może dlatego odpuściłam, bo nie było ciśnienia ) , czy podążać szaro burą wygodną ,bardziej uczęszczaną , może i bardziej akceptowalną może i bezpieczniejszą drogą, gdzie ciągłe słońce nawet nie jest stanie dodać jej uroku. Na tamtą promyczek rozświetlał . To zawsze tak jak nie jest się własnej drodze . A czy Bartek był na swojej , nie też mu nie świeciło słońce . Lęki , ograniczenia też prowadzą nie we własną stronę , szaroburości życia świata. Życia bardziej wygodnego, ale szaroburego. Patrząc na szaroburą drogę nr 6 z północy do Trondheim patrzyłam na góry po prawej stronie, które ścianą oddzielały jeden świat od drugiego. Można je przebyć, ale trzeba dużo odwagi, pewności siebie , że stąpa się tą właściwą dla siebie drogą . Dla wielu są one nie do przebycia . Nie są wstanie zrezygnować z wygody, tego jak żyją inni aby iść za sobą . Poza tym szaro-bura droga wygodna droga jest szybka i można tyle zrobić w życiu, tyle doświadczyć...... i w krótkim czasie, ale czy być szczęśliwym , w tej pogoni za swoim ogonkiem . Na pewno są ludzie , którzy są szczęśliwi na tej drodze i jest to ich droga. Choć powiem szczerze nie znam takich. Większość idzie nią z lęków , szukając miliona wymówek, że przecież muszę coś jeść , wychować dzieci , coś trzeba robić itp. Iluzoryczne wydaje się to, że większość kroczy nią nie wiedzieć po co i dlaczego , nie szukając , szczęścia spełnienia .
Iluzją również jest to, że szarobury świat pochłania energię,nie jak jego kolorowy odpowiednik , jak asfalt który się rozpłynie , a jeszcze będzie miał za mało światła. Wiecznie mało i mało energii , dóbr. W świecie kolorów energii jest dostatek , gdyż jest pobierana z prawdziwego źródła i wszyscy mają pewność, że jest jest nadmiar , dlatego kolory częściowo oddają , a biel będąca wszystkimi kolorami wręcz prawie wszystko, ma wszystko w sobie i nie potrzebuje niczego z zewnątrz.
Świat , świat dzisiejszy świat i droga do siebie do swojej czystej bieli .
W szaroburym świecie normą jest branie , a wręcz wyrywanie sobie wszystkiego , w białym świecie dawanie jest normą. Każdy nas ma część szaroburego, część białego i od nas zależy którą drogą pójdziemy.
Po drodze odwiedzamy Trondheim , chciałam zobaczyć katedrę , w której znajduje się grób Olafa, który przez wieki był miejscem pielgrzymek ludów północy .
Jednak katedra nie chciała abym ją zobaczyła , bo już była zamknięta , a samo Trondheim miasto jak miasto.
Właśnie duchowość , troszkę brakuje mi takiej magii , lekkości , kontaktów z Bogiem . Rozmawiając z ludźmi mam wrażenie , że ruch na świeżym powietrzu , zdecydowanie wygrywa z duchowością , kościoły są, tzn jest ich niewiele i świecą pustkami . Mimo takiej potęgi przyrody , bezpośredniego spotkania ziemi i wody w tylu miejscach , duch przyrody jest tutaj bardziej srogi i ciężki. Bardziej groźny i mniej obliczalny , ma mało łagodności w sobie, a może ja to tak czuję . Bo przecież na wyspie Leka była magia i to najwyżej rozumianej dla mnie postaci.
Z Trondheim podążamy dalej drogą nr 6 , chyba idąc jej siłą rozpędu chcemy dojechać , nie wiedząc gdzie. Na szczęście duchy nad nami czuwają i w pewnym momencie ja stwierdzam, że nie nasyciłam się fiordami, a Bartek podejmuje decyzję, że w Oppdal skręcamy na drogę 70 w kierunku drogi Troli (oczywiście zimą zamkniętą ) Od razu poprawiają się humory , otaczający świat robi się bardziej przyjazny , droga węższa oblodzona biała bardziej niebezpieczna, ale nasza . Po podróży do wnętrza ziemi , została piękna lekcja na wielu poziomach, warto o niej pamiętać .
Wjeżdżamy w krainę fiordów , gór i lodowca .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz