niedziela, 30 grudnia 2012

Henningsvaer - Wenecja Loffotów


 luty 2012 r.


Późno wieczorem z Solvaer zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg, opatrzność popchnęła nas w śnieżycy do miasteczka Henningsvaer oddalonego 8 km od głównej drogi E10 znajdującego się można powiedzieć na końcu świata, albo inaczej końcu lądu. Częściowo stałego, a częściowo stworzonego przez człowieka , bo wjeżdża się do niego przez 2 wąskie mosty . Miasteczko nawet w śnieżycy wydawało się urocze. Jak potem przeczytałam w przewodniku zwane jest Wenecją Lofotów. Zdecydowanie się lepiej tutaj czułam niż w prawdziwej Wenecji.
Po bardzo wietrznej nocy, gdy nasza landrynka kołysała nas do snu, poranek okazał się piękny i słoneczny. Ku naszemu zdumieniu , zobaczyliśmy , ze całe auto pokryte jest grubą warstwą lodu. Zobaczcie sami 


 

 
 Miasteczko postanowiło zaprezentować się nam w pełnej krasie . Miasteczko jak z bajki z drewnianymi domkami ułożonymi ciasno, nad zatoczką i otwartym morzem , z drewnianymi rusztowaniami do suszenia dorsza (rusztowań pełno na terenie całych lofotów) . Wszędzie zapach ryb ,gdyż właśnie zaczął się sezon połowu dorsza , który będzie łowiony około jeszcze 3 tygodni , a potem do czerwca będzie wysychał w rozłożonych suszarniach smagany, wiatrem , deszczem , śniegiem czasem podgryzany przez ptaki. Potem będzie sortowany ręcznie na wiele rodzajów w zależności od długości, szerokościowi, grubości . A skąd dorsz tutaj? P o prostu dorsze przybywają tutaj tzn na Lofoty na tarło i są zabijane . W ostatnich latach ich pogłowie bardzo się zmniejszyło.
Przy tej okazji przychodzą mi do głowy 2 dygresje 
Jedna odnośnie naszych pragnień , bo przecież przybycie na tarło jest związane z chęcią rozrodu , a może i z pragnieniami nawet u ryb, jak nasze pragnienia nas osłabiają , powodując, że jesteśmy łatwym łupem dla innych, tutaj drapieżników w postaci ludzi.
Z drugiej strony mam taką filozofię, że przyroda daje nam do jedzenia to co potrzebujemy, więc może lokalnym ludziom nie potrzeba dorszy w takiej ilości jak kiedyś. Nowoczesne rolnictwo zaczęło zabezpieczać ich potrzeby . A chciwym nowych smaków ludziom w innych rejonach świata , nie jest potrzebny ten smak. Zresztą poza zabijaniem , to suszenie jest bardzo naturalne wręcz może za naturalne, jak na dzisiejsze realia . Ryby zesmagane siłami natury .
 

A miasteczko uwodzi nas , to ciastkami rybnymi , to kawą z drożdżówka , w cudownej kawiarence , która jest również manufakturą świec . Jedzenie świeżutkie , domowe . Czujemy się tutaj jak u Pana Boga za piecem. W kawiarni praktycznie sami miejscowi , taki urok miasteczka poza sezonem, gdzie można nacieszyć się miejscem takim jakie ono jest na co dzień . Czasami marzy mi się pomieszkać w takich miejscach dłużej, jednak chciwość podróży zwycięża i biegnę gdzieś dalej , doświadczyć czegoś nowego.
Może kiedyś ….???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz