niedziela, 30 grudnia 2012

Wyspa Vaeroy z jej gospodarzami


 23 luty 2012
Jesteśmy na południowej maleńkiej wysepce Lofotów
Vaeroy. 1,45 godziny od najbliższego portu na Lofotach i 4,5 godziny od Bodo, oczywiście promem. Pobyt na wyspie upłynął nam spacerach po niej i rozmowach z naszymi gospodarzami . Wyspa okazała się piękna i dzika. Sama wyspa jest w kształcie podkowy , gdzie w środku znajduje się centrum , może to za dużo powiedziane jak na wyspę , którą zamieszkuje 750 mieszkańców. Ale jest ratusz , kościół i parę sklepików , szkoła . Jest port , fabryka przerobu ryb i wiele rusztowań dla dorszy oraz wiele rozsianych różnokolorowych domków , morze wciskające się do środka , a całość otaczają ośnieżone góry po których szybują orły , mewy a w sezonie lęgowym również inne ptactwo. Wyspę zamieszkuje 750 ludzi , a w sezonie 100 000 ptaków, dobrze, że nie turystów. Wyspa jest mało popularna turystyczna i ponoć nawet w sezonie , nie czuć tutaj takiego tłoku jak na pozostałych wyspach Lofotów. Zmienny klimat powoduje, że może nie być możliwości szybkiego wydostania się stąd . Fakt, że sztormy są głównie zimą , ale latem też czasem nie kursują promy. No i koszty . Za prom z Moskenes na wyspę zapłaciliśmy 327 koron, a z Wyspy do Bodo przez Moskenes 715 koron .
Szybka zmienność pogody dla nas okazała się super , bo po sztormowym wietrznym poniedziałku, wtorek okazał się piękny i słoneczny, tak , że z radością pospacerowaliśmy po części wysypy , która znajduje się nad otwartym morzem, a otoczona wysokimi górami wchodzącymi do morza . Miejsca dzikie , a w sumie tak blisko cywilizacji . Poobsiewaliśmy orły jak majestatycznie , tańczyły na niebie i w środę rano opuściliśmy wyspę , aby po 6,5 godzinach znaleźć się w Bodo.

Nasi gospodarze mają 4 dzieci i 2 wnucząt. Gdy tylko pogoda w miarę sprzyja tzn nie ma sztormu, dzieci spędzają cały dzień na zewnątrz bawiąc się na śniegu z rówieśnikami. Przypomniało mi się moje dzieciństwo , gdy ciężko mnie było zaciągnąć do domu z pola. A teraz nie znam żadnego dziecko , któremu rodzice pozwoliliby na tak długie przebywanie na zewnątrz . Czasami będąc u naszych gospodarzy w Norwegii mam wrażenie, że życie zatrzymało się w czasach mojego dzieciństwa. Domy może i duże ok 150 metrów, niesamowicie przyjazne i przytulne . W związku z faktem, że ogrzewają prądem swoje domy całe życie toczy się w dużym salonie i kuchni i pokoju wypoczynkowym , gdzie również znajduje się dodatkowy piecyk do ogrzewania . Natomiast sypialnie są stosunkowo małe i zimne. Ja też tak lubię , przebywać w ciepłym , a spać w zimnym.
Domy są bez płotów. Z tego co widzimy i słyszymy już tworzy się moda na tworzenie zachodnio europejskich twierdz.
Jak już kiedyś pisałam niespecjalnie dobrze słyszałam o Norwegach od Polaków pracujących tutaj, tutaj na wyspie też pracują obcokrajowcy Polacy , Rosjanie i Litwini . Jak stwierdziła nasza gospodyni wg niej to oni izolują się od Norwegów, trzymają się razem tworząc zamknięte społeczności , nie są wcale ciekawi miejscowego życia , obyczajów , nie znają języka często żadnego . Pracują po 16 godzin myśląc tylko o pieniądzach i zabraniu ich do Polski.
Taki obraz z drugiej strony i moim zdaniem wcale nie pozbawiony prawdy.
Zresztą to nie tylko obraz Polaków , Wielu Norwegów na emeryturze przenosi się do Hiszpanii i żyje tam też w swoich enklawach. 
A przecież w życiu są też inne wartości niż pieniądz. Ktoś powie dobrze mówi się Norwegom , dobrze zarabiają na wszystko ich stać, ale życie tutaj również kosztuje , ich domom daleko do polskiego luksusu , są piękne i przytulne, ale gdzieś kabel poprowadzony po ścianie, okno nieszczelne , sprzęty wcale nie super nowoczesne i domy wcale nie olbrzymie . Przytulności dodają kolory , gdyż uwielbiają malować drzewo na świetliste kolory , meble , ale również podłogi i ściany . Powoduje to, że nie musi to być wszystko perfekcyjnie ułożone (gdy u nas maluje się drewno na wysoki połysk , który pokazuje każdy mankament) i tak samo w domach panuje rodzaj artystycznego nieładu, na który patrząc z zewnątrz wydaje się, że wszystko jest na swoim miejscu i bardzo ciekawie ułożone.
Kuchnia jak kuchnia północna prosta i praktycznie pozbawiona warzyw . Głównym posiłkiem jest mięso , ryby, albo ewentualnie rośliny strączkowe .
Obiady są jednodaniowe , od święta z deserem .
Fakt, że jednodaniowość jest czasem śmieszna, jak zupa grochowa z mięsem i naleśnikami z cukrem. Raczej nie są mistrzami kuchni i bardziej traktują ją , aby zjeść i pobyć z najbliższymi niż zrobić z niej sztukę kulinarną .
Jedzenie to bycie razem.
Nawet w sklepach w maleńkich miejscowościach (powiedźmy 200-300 mieszkańców ) w sklepach jest pełno gotowych produktów do ogrzania, najpopularniejsze są lofockie kotleciki rybne . W zależności od ilości ryby w kotletach 20-70% kosztują od 20 koron do 100 za kilogram . Prawdziwe mają 70%. .
Sama kuchnia dla nas trochę ciężka , bo brakuje nam odświeżających warzyw , owoców , szczególnie kwaśnych Patrząc na ich charaktery mają kuchnię jakiej potrzebują . Nie widać w nich wielkiej agresji , aby musieli gasić ogień wątroby. Patrząc na ludzi w starszym wieku widać, ze takie jedzenie chyba im służy. Zresztą z tego co zaobserwowaliśmy jedzą mało, oczywiście porównując do polskich realiów. Jedzą tyle co my. Jedzą mało ruszają się dużo i to chyba powoduje , że stosunkowo mało spotyka się ludzi otyłych , a prawie w ogóle dzieci. Choć ponoć jest jest to już coraz większy problem.
Ciekawostki jedzenia i coraz więcej cukru . Wychodząc z założenia , że jesteśmy tym co jemy , zmiana diety na bardziej przemysłową – rafinowany cukier , przemysłowe produkty z całego świata, a czasem pozornie naturalne jak banany, ale zerwane niedojrzałe, skąpane w środkach chemicznych abyśmy mieli możliwość spróbowania czegoś dalekiego , egzotycznego . Z 20 lat temu w grudniu byłam w Soczi (miejscowość na Morzem Czarnym) prawie był zbiór mandarynek , codziennie kupowałam świeżutkie na targu , prosto zerwane z drzewa . Po powrocie do domu przez wiele lat , nie byłam wstanie zjeść mandarynki gdy bardziej przypominała mi chemiczną podróbkę mandarynki niż nią samą . 
Jedząc naturalne, świeże produkty zesmagane wiatrem , wykąpane na słońcu łapiemy ten kawałek natury z nich , jesteśmy bliżej natury bliżej Boga, miłości gdy decydujemy się na chemiczne , jesteśmy bliżej zależności od koncernów , lęków i leków.
Bo lęk jest odwrotnością miłości. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz