luty 2012 r.
Późno wieczorem z Solvaer zaczęliśmy
szukać miejsca na nocleg, opatrzność popchnęła nas w śnieżycy
do miasteczka Henningsvaer oddalonego 8 km od głównej drogi E10
znajdującego się można powiedzieć na końcu świata, albo inaczej
końcu lądu. Częściowo stałego, a częściowo stworzonego przez
człowieka , bo wjeżdża się do niego przez 2 wąskie mosty .
Miasteczko nawet w śnieżycy wydawało się urocze. Jak potem
przeczytałam w przewodniku zwane jest Wenecją Lofotów.
Zdecydowanie się lepiej tutaj czułam niż w prawdziwej Wenecji.
Po bardzo wietrznej nocy, gdy nasza
landrynka kołysała nas do snu, poranek okazał się piękny i
słoneczny. Ku naszemu zdumieniu , zobaczyliśmy , ze całe auto pokryte jest grubą warstwą lodu. Zobaczcie sami
Miasteczko postanowiło zaprezentować się nam w pełnej
krasie . Miasteczko jak z bajki z drewnianymi domkami ułożonymi
ciasno, nad zatoczką i otwartym morzem , z drewnianymi rusztowaniami
do suszenia dorsza (rusztowań pełno na terenie całych lofotów) .
Wszędzie zapach ryb ,gdyż właśnie zaczął się sezon połowu
dorsza , który będzie łowiony około jeszcze 3 tygodni , a potem
do czerwca będzie wysychał w rozłożonych suszarniach smagany,
wiatrem , deszczem , śniegiem czasem podgryzany przez ptaki. Potem
będzie sortowany ręcznie na wiele rodzajów w zależności od
długości, szerokościowi, grubości . A skąd dorsz tutaj? P o
prostu dorsze przybywają tutaj tzn na Lofoty na tarło i są
zabijane . W ostatnich latach ich pogłowie bardzo się zmniejszyło.
Jedna odnośnie naszych pragnień , bo
przecież przybycie na tarło jest związane z chęcią rozrodu , a
może i z pragnieniami nawet u ryb, jak nasze pragnienia nas
osłabiają , powodując, że jesteśmy łatwym łupem dla innych,
tutaj drapieżników w postaci ludzi.
Z drugiej strony mam taką filozofię,
że przyroda daje nam do jedzenia to co potrzebujemy, więc może
lokalnym ludziom nie potrzeba dorszy w takiej ilości jak kiedyś.
Nowoczesne rolnictwo zaczęło zabezpieczać ich potrzeby . A chciwym
nowych smaków ludziom w innych rejonach świata , nie jest potrzebny
ten smak. Zresztą poza zabijaniem , to suszenie jest bardzo
naturalne wręcz może za naturalne, jak na dzisiejsze realia . Ryby
zesmagane siłami natury .
A miasteczko uwodzi nas , to ciastkami
rybnymi , to kawą z drożdżówka , w cudownej kawiarence , która
jest również manufakturą świec . Jedzenie świeżutkie , domowe
. Czujemy się tutaj jak u Pana Boga za piecem. W kawiarni
praktycznie sami miejscowi , taki urok miasteczka poza sezonem, gdzie
można nacieszyć się miejscem takim jakie ono jest na co dzień .
Czasami marzy mi się pomieszkać w takich miejscach dłużej, jednak
chciwość podróży zwycięża i biegnę gdzieś dalej , doświadczyć
czegoś nowego.
Może kiedyś ….???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz