20-22 luty 2012 r.
Jazda przez Lofoty rzekome, a potem te
prawdziwe była wspaniałym doświadczeniem . Po lodowych drogach .
Tak jak pisałam na początku południowa część była strasznie
zatłoczona , ruch na drodze , kierowcy bardzo nie przyjemni , może
to bliskość Narviku i reszki wielkiej bitwy z II wojny światowej
, energia walki była tutaj bardzo wyczuwalna . Pierwszy raz w czasie
naszej wycieczki , kierowcy trąbili na nas, że jechaliśmy za wolno
. Widoki jednak piękne. Gdy opuszczamy ruchliwy rejon Harstad ,
wszystko normalnieje tzn uspokaja się . Ruch jest mały, a kierowcy
uprzejmi . Pogoda jest bardzo chimeryczna raz mocno wieje i sypie
innym razem pada nawet deszcz , a za chwilkę pojawia się słońce i
otwierają piękne widoki na okolicę . Zmierzamy w kierunku Svolvaer
– stolicy Lofotów . Na drodze znajdują się mosty i tunele ,
wybudowane parę lat temu, wszystko bezpłatne . Turystów nie widać
, cała infrastruktura turystyczna zamknięta . Po kilku dniach
spędzonych w samochodzie chcemy się umyć , więc mieliśmy zamiar
znaleźć jakiś tani hotel. No niestety infrastruktura wymarła
nawet w Svolvoer , zostały luksusowe hotele i jeden tańszy .
Niestety zamknięty o tej porze dnia . Można dzwonić . Ja nie mam
szczęścia , ale prawie z promu wysiadła Niemka , która nie ma
samochodu aby mogła w nim spać i jest zmuszona coś znaleźć .
Jesteśmy więc świadkami jej poszukiwań, po wykonaniu około 10
telefonów udaje jej się znaleźć prywatną kwaterę z kolacją i
śniadaniem za bagatelka 750 koron od osoby ( ok.375 zł).
Stwierdzamy , że kolejna noc w
samochodzie nas nie zbawi , tym bardziej, że w samochodzie śpi się
bardzo dobrze. Jedyny mankament to kwestia umycia się co jakiś czas
i za nią nie mamy potrzeby płacić takich pieniędzy. Komfort ,
wygoda nie jest mi tak potrzebne do życia , ja lepiej się czuję
na przyrodzie niż w „śmierdzącym” chemicznymi zapachami
doszczelnionym luksusowym hotelu .
Przyroda wydobywa zapachy , daje
świeżość szczególnie jak tutaj, połączenie morskiej bryzy z
zapachem śniegu i wiatru, aż nie mogę się na oddychać . Kiedyś
koleżanka pokazywała mi badania, że powietrze na skrzyżowaniu
wielkiego miasta jest 7 razy czystsze niż w doszczelnionym
nowoczesnym domu , gdzie ulatnia jest wiele składników chemicznych
farb , materiałów mebli itp. Nawet nie przypuszczałam, że jest
tak źle , co prawda Bartek cały czas pokazuje mi toksyczność
poszczególnych farb , materiałów, jednak człowiek chce ładnie i
czasem godzę się , mimo wielkich sprzeciwów Bartka na chemię .
Na szczęście nie oszczędzamy na ogrzewaniu i praktycznie całą
zimę mamy rozszczelnione okna.
Do refleksji na tym jak mało komfortu
potrzebuje do życia zmusza mnie mail do ludzi wynajmujących dom po
moich rodzicach. Czytając go mam wrażenie, że to straszna ruina ,
nie bardzo nadająca się za bardzo do mieszkania szczególnie zimą
, gdy trzeba palić w piecu , a tutaj troszkę wiele z okna ,
instalacja elektryczna nie wytrzymuje przeciążeń itp. itd.
Dlatego uwielbiam podróże , bo w nich
doceniam najprostsze rzeczy , możliwość prysznica , ciepłego WC,
dobrego jedzenia. Nigdy nie wiem co będę robiła za chwilę . Tak
jak teraz jesteśmy na wyspie i jest sztorm. Kiedyś się skończy ,
nie wiadomo kiedy, więc nie wiadomo kiedy stąd odpłyniemy .
Trzeba pokory , a nie pospiechu . Na szczęście mieszkamy u ludzi z
servasu (servas.pl) i możemy u nich zostać jak długo chcemy .
Właśnie organizacje otwartych drzwi swoich domów. Dają poczucie,
że nawet na końcu świata ma człowiek przyjaciół , którzy
otworzą swój dom i serce dla niego. Większość dzisiejszych domów
w zachodnim świecie to zamki do których wstęp mają tylko
nieliczni. Naszpikowani jesteśmy informacjami o zbrodniach i
kradzieżach i zamiast otwierać domy dla innych szczelnie je
zamakamy. Poza tym mimo że domy są wielkie nie ma w nich miejsca
dla obcych , są twierdzami tylko dla mnie . Często zimnymi ,
nieszczęśliwymi twierdzami , świadczącymi tylko o tym jak ktoś
radzi sobie w świecie pieniądza i jak potrafi się w nim rozpychać.
Otwarcie domu dla innych daje możliwość
zaproszenia świata do niego , jak mówi nasza gospodyni z tej małej
wysepki . Ja też bardzo lubię gdy świat przychodzi do nas . Lubię
też mieć świadomość , że jest na świecie wiele ludzi , którzy
mają odwagę dzielić się sobą i swoim mieniem z innymi. Ponadto
mieszkając w domach innych ludzi ma się możliwość poznania życia
normalnych ludzi . Dla mnie ludzie to chyba po przyrodzie , albo na
równi z nią najciekawsza część życia . Miasta i zabytki
mogłyby dla mnie nie istnieć , ale ludzie są obowiązkowym
przystankiem na mojej drodze . Oni na długo pozostają w moim sercu.
Bez nich podróż dla mnie jest bez wyrazu . Kiedyś mówiło się
gość w dom , Bóg w dom. Ile w tym moim zdaniem racji. Nigdy nie
wiadomo kto przyjdzie i co przyniesie. A przecież Bóg też jest
nieznany , nie dotknięty, nie nazwany.
Otwierając się na nieznane otwieramy
się na Boga !
Dzielimy się tym co mamy, bez oceny
tego co możemy dać . Jedni dzielą się jednym pokojem w którym
mieszkają , inni mają specjalne pokoiki dla gości. Wszystko jest
kwestią serca, a w sercu mieszka Bóg.
Jest taka przypowieść
Bóg chciał się schować , a
jednocześnie być dostępnym dla każdego człowieka.
Pyta aniołów gdzie najlepiej
Aniołowie doradzają , może na
wielkie górze?
Bóg odpowiada :wielu ludzi szybko z
dumą mnie znajdzie, a dla części dalej będę niedostępny (dla
chorych , kalek, mniej sprawnych)
Aniołowie myślą i sugerują wodę ,
tutaj tak samo część z dumą mnie
znajdzie , a dla reszty będę niedostępny.
Aniołowie milczą, a Bóg stwierdza
schowam się w ludzkim sercu, tam będę dla każdego dostępny, a
znajdzie mnie ten co otworzy serce.
Moja ciocia kiedyś na pochwałę jakim
jest dobrym człowiekiem stwierdziła, że całe życie uczymy się
być dobrymi ludźmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz