23 luty 2012
Vaeroy. 1,45 godziny od najbliższego portu na
Lofotach i 4,5 godziny od Bodo, oczywiście promem. Pobyt na wyspie
upłynął nam spacerach po niej i rozmowach z naszymi gospodarzami .
Wyspa okazała się piękna i dzika. Sama wyspa jest w kształcie
podkowy , gdzie w środku znajduje się centrum , może to za dużo
powiedziane jak na wyspę , którą zamieszkuje 750 mieszkańców.
Ale jest ratusz , kościół i parę sklepików , szkoła . Jest port
, fabryka przerobu ryb i wiele rusztowań dla dorszy oraz wiele
rozsianych różnokolorowych domków , morze wciskające się do
środka , a całość otaczają ośnieżone góry po których
szybują orły , mewy a w sezonie lęgowym również inne ptactwo.
Wyspę zamieszkuje 750 ludzi , a w sezonie 100 000 ptaków, dobrze,
że nie turystów. Wyspa jest mało popularna turystyczna i ponoć
nawet w sezonie , nie czuć tutaj takiego tłoku jak na pozostałych
wyspach Lofotów. Zmienny klimat powoduje, że może nie być
możliwości szybkiego wydostania się stąd . Fakt, że sztormy są
głównie zimą , ale latem też czasem nie kursują promy. No i
koszty . Za prom z Moskenes na wyspę zapłaciliśmy 327 koron, a z
Wyspy do Bodo przez Moskenes 715 koron .
Szybka zmienność pogody dla nas
okazała się super , bo po sztormowym wietrznym poniedziałku,
wtorek okazał się piękny i słoneczny, tak , że z radością
pospacerowaliśmy po części wysypy , która znajduje się nad
otwartym morzem, a otoczona wysokimi górami wchodzącymi do morza .
Miejsca dzikie , a w sumie tak blisko cywilizacji . Poobsiewaliśmy
orły jak majestatycznie , tańczyły na niebie i w środę rano
opuściliśmy wyspę , aby po 6,5 godzinach znaleźć się w Bodo.
Nasi gospodarze mają 4 dzieci i 2
wnucząt. Gdy tylko pogoda w miarę sprzyja tzn nie ma sztormu,
dzieci spędzają cały dzień na zewnątrz bawiąc się na śniegu z
rówieśnikami. Przypomniało mi się moje dzieciństwo , gdy ciężko
mnie było zaciągnąć do domu z pola. A teraz nie znam żadnego
dziecko , któremu rodzice pozwoliliby na tak długie przebywanie na
zewnątrz . Czasami będąc u naszych gospodarzy w Norwegii mam
wrażenie, że życie zatrzymało się w czasach mojego dzieciństwa.
Domy może i duże ok 150 metrów, niesamowicie przyjazne i przytulne
. W związku z faktem, że ogrzewają prądem swoje domy całe życie
toczy się w dużym salonie i kuchni i pokoju wypoczynkowym , gdzie
również znajduje się dodatkowy piecyk do ogrzewania . Natomiast
sypialnie są stosunkowo małe i zimne. Ja też tak lubię ,
przebywać w ciepłym , a spać w zimnym.
Domy są bez płotów. Z tego co
widzimy i słyszymy już tworzy się moda na tworzenie zachodnio
europejskich twierdz.
Jak już kiedyś pisałam niespecjalnie
dobrze słyszałam o Norwegach od Polaków pracujących tutaj, tutaj
na wyspie też pracują obcokrajowcy Polacy , Rosjanie i Litwini .
Jak stwierdziła nasza gospodyni wg niej to oni izolują się od
Norwegów, trzymają się razem tworząc zamknięte społeczności ,
nie są wcale ciekawi miejscowego życia , obyczajów , nie znają
języka często żadnego . Pracują po 16 godzin myśląc tylko o
pieniądzach i zabraniu ich do Polski.
Taki obraz z drugiej strony i moim
zdaniem wcale nie pozbawiony prawdy.
Zresztą to nie tylko obraz Polaków ,
Wielu Norwegów na emeryturze przenosi się do Hiszpanii i żyje tam
też w swoich enklawach.
A przecież w życiu są też inne
wartości niż pieniądz. Ktoś powie dobrze mówi się Norwegom ,
dobrze zarabiają na wszystko ich stać, ale życie tutaj również
kosztuje , ich domom daleko do polskiego luksusu , są piękne i
przytulne, ale gdzieś kabel poprowadzony po ścianie, okno
nieszczelne , sprzęty wcale nie super nowoczesne i domy wcale nie
olbrzymie . Przytulności dodają kolory , gdyż uwielbiają malować
drzewo na świetliste kolory , meble , ale również podłogi i
ściany . Powoduje to, że nie musi to być wszystko perfekcyjnie
ułożone (gdy u nas maluje się drewno na wysoki połysk , który
pokazuje każdy mankament) i tak samo w domach panuje rodzaj
artystycznego nieładu, na który patrząc z zewnątrz wydaje się,
że wszystko jest na swoim miejscu i bardzo ciekawie ułożone.
Kuchnia jak kuchnia północna prosta
i praktycznie pozbawiona warzyw . Głównym posiłkiem jest mięso ,
ryby, albo ewentualnie rośliny strączkowe .
Fakt, że jednodaniowość jest czasem
śmieszna, jak zupa grochowa z mięsem i naleśnikami z cukrem.
Raczej nie są mistrzami kuchni i bardziej traktują ją , aby zjeść
i pobyć z najbliższymi niż zrobić z niej sztukę kulinarną .
Jedzenie to bycie razem.
Nawet w sklepach w maleńkich
miejscowościach (powiedźmy 200-300 mieszkańców ) w sklepach jest
pełno gotowych produktów do ogrzania, najpopularniejsze są
lofockie kotleciki rybne . W zależności od ilości ryby w kotletach
20-70% kosztują od 20 koron do 100 za kilogram . Prawdziwe mają
70%. .
Sama kuchnia dla nas trochę ciężka ,
bo brakuje nam odświeżających warzyw , owoców , szczególnie
kwaśnych Patrząc na ich charaktery mają kuchnię jakiej
potrzebują . Nie widać w nich wielkiej agresji , aby musieli gasić
ogień wątroby. Patrząc na ludzi w starszym wieku widać, ze takie
jedzenie chyba im służy. Zresztą z tego co zaobserwowaliśmy jedzą
mało, oczywiście porównując do polskich realiów. Jedzą tyle co
my. Jedzą mało ruszają się dużo i to chyba powoduje , że
stosunkowo mało spotyka się ludzi otyłych , a prawie w ogóle
dzieci. Choć ponoć jest jest to już coraz większy problem.
Ciekawostki jedzenia i coraz więcej
cukru . Wychodząc z założenia , że jesteśmy tym co jemy ,
zmiana diety na bardziej przemysłową – rafinowany cukier ,
przemysłowe produkty z całego świata, a czasem pozornie naturalne
jak banany, ale zerwane niedojrzałe, skąpane w środkach
chemicznych abyśmy mieli możliwość spróbowania czegoś dalekiego
, egzotycznego . Z 20 lat temu w grudniu byłam w Soczi (miejscowość
na Morzem Czarnym) prawie był zbiór mandarynek , codziennie
kupowałam świeżutkie na targu , prosto zerwane z drzewa . Po
powrocie do domu przez wiele lat , nie byłam wstanie zjeść
mandarynki gdy bardziej przypominała mi chemiczną podróbkę
mandarynki niż nią samą .
Jedząc naturalne, świeże produkty
zesmagane wiatrem , wykąpane na słońcu łapiemy ten kawałek
natury z nich , jesteśmy bliżej natury bliżej Boga, miłości gdy
decydujemy się na chemiczne , jesteśmy bliżej zależności od
koncernów , lęków i leków.
Bo lęk jest odwrotnością miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz